Psychoterapia powoli przestaje być utożsamiana z pomocą przeznaczoną wyłącznie dla osób mających poważne i zdiagnozowane zaburzenia psychiczne. Coraz więcej Polaków rozumie, że to znakomity trening dla ducha, który – oczywiście w dużym uproszczeniu – można porównać chociażby do dbania o ciało w klubie fitness. Różnica polega na tym, że za zgubienie brzuszka czy wyrzeźbienie sylwetki można się zabrać praktycznie w dowolnym momencie. Z kolei z rozpoczęciem psychoterapii nie należy zwlekać, jeśli już dostrzegamy sygnały świadczące o tym, że czas najwyższy skorzystać ze specjalistycznego wsparcia. Mimo to nadal mnóstwo osób, które zdecydowanie powinny udać się na spotkanie z psychoterapeutą, rezygnuje z tego, argumentując to najróżniejszymi wymówkami. Te najczęstsze wymieniam w moim artykule.
To najbardziej uniwersalna i dość wygodna wymówka, po którą sięga większość osób opierających się przed pójściem na psychoterapię. Faktem jest, że żyjemy w szaleńczym tempie, maksymalnie skupiamy się na pracy, którą próbujemy łączyć z obowiązkami rodzinnymi, realizowaniem swoich pasji oraz zwykłym odpoczynkiem.
W pewnym momencie przychodzi jednak moment, kiedy tego wszystkiego jest po prostu za dużo, a doba wydaje się być o tych kilka godzin zbyt krótka. To wyraźny sygnał, że mamy problem z wyznaczaniem priorytetów i uginamy się pod ciężarem obowiązków. W takiej sytuacji psychoterapia może przynieść bardzo dobre rezultaty i ułatwić ułożenie sobie życia w taki sposób, by osiągnąć balans pomiędzy pracą, rodziną oraz własnymi potrzebami.
Brak czasu nie jest jednak argumentem, który powinien spowodować rezygnację z psychoterapii. Znamienne jest to, że sięgające po niego osoby są w stanie „wykroić” kilka godzin w ciągu dnia chociażby na obejrzenie serialu na Netflixie czy bezrefleksyjne przeglądanie Internetu.
Poza tym przypomnę, że psychoterapię można prowadzić także we własnym domu czy w biurze. Wystarczy skorzystać z pomocy mobilnego psychologa z uprawnieniami psychoterapeuty.
I nikt tak nie twierdzi. Stygmatyzowanie osób korzystających z psychoterapii jest rzeczywiście pewnym problemem, ale na szczęście – zwłaszcza w środowiskach miejskich i wśród ludzi młodych – taka forma pomocy nie jest już uznawana za coś dziwnego. Z psychoterapii nie korzystają tylko osoby z ewidentnymi zaburzeniami psychicznymi, ale także przepracowane, przeżywające trudny czas z powodu np. utraty kogoś bliskiego, chcące zwiększyć swoją efektywność, osiągnąć lepsze wyniki w pracy, poprawić swoje relacje z partnerem.
Charakterystyczne jest to, że osoby, które sięgają po ten argument, nie mają żadnego problemu z tym, aby wydawać sporo pieniędzy na nowe ubrania, gadżety elektroniczne, wyjścia do restauracji czy własne pasje. Z kolei wizytę u psychoterapeuty traktują w kategorii „zbytku” – a jest dokładnie odwrotnie. Prawidłowa kondycja psychiczna, wiara w siebie, spokój ducha i stabilność emocjonalna, gwarantują dużo lepsze radzenie sobie z codziennymi obowiązkami, co z kolei nierzadko pozwala poprawić swoją sytuację ekonomiczną. Dlatego często podkreślam, że psychoterapia nie jest kosztem, ale inwestycją w siebie.
Gdyby rzeczywiście było to możliwe, to osoby rozważające psychoterapię w ogóle nie brałyby jej pod uwagę. Najwyraźniej jednak coś skłania je do tego, by poważnie się nad tym zastanowić. Psychoterapię można porównać do nauki jazdy na nartach. Osoby sprawne fizycznie są w stanie opanować podstawy bez pomocy instruktora i jeśli wystarcza im wolna, asekuracyjna jazda po niebieskiej trasie, to w porządku.
Każdy narciarz wie jednak, że w pewnym momencie nabiera się ochoty na coś więcej, chce się rozwijać większe prędkości, doskonalić technikę. Tutaj niezbędna będzie już pomoc specjalisty, który zwróci uwagę na różne błędy i pomoże je wyeliminować. Takim specjalistą jest właśnie psychoterapeuta, dostrzegający znacznie więcej niż sam pacjent.